CZĘŚĆ I – Być czy nie być wege?
Ostatnio zaczęłam się zastanawiać nad tym, co jest obecnie modne i za iloma trendami sama podążam. I wcale nie mam tu na myśli jedynie overersizowych ubrań, za którymi przepadam. Wręcz przeciwnie!!! Obserwuję, że jemy zgodnie z obowiązującym trendem, pijemy, śpimy, ćwiczymy, edukujemy dzieci, inwestujemy nasze pieniądze, urządzamy mieszkanie…a nawet uprawiamy seks według najnowszych wskazówek (te z zeszłego roku już nie obowiązują). Coraz mniej w naszym życiu tego, co ponadczasowe, klasyczne, trwałe. Odchodzimy od tradycji i decydujemy się na coraz więcej krótkotrwałych rozwiązań. Co w tych nowinkach jest w zgodzie z nami? Przekonajmy się razem!
Co tydzień przedstawię Wam krótką historię z życia wziętą związaną z jednym z trendów, za którym obecnie najchętniej podążamy. Będę się przyglądała jak długo trwamy w nowych przekonaniach. Co do racjonalności powodów, dla których zmierzamy w danym kierunku nie będę się wypowiadać. Sami oceńcie i wyciągnijcie własne wnioski.
Zacznijmy zatem od diety. Czy keto i wege jest już passe? Sama się w tym już nie orientuję, ale patrząc na ilość otwierających się w całej Polsce miejsc z wegańską kuchnią i wyświetlających się na FB ofert z pudełkową dietą keto sądzę, że jesteśmy właśnie u szczytu zainteresowania. Osobiście jestem wege fanką, ale nie pogardzę dobrą rybą czy mięsem. Poznaję jednak coraz więcej radykalnych fanów konkretnej diety. Najczęściej mam do czynienia z wegańską „opcją” i dlatego te właśnie ciekawe przypadki opiszę poniżej.
Pierwszy raz z „wege ultras” (zagorzali zwolennicy kuchni wegańskiej, którzy nie tolerują w swoim otoczeniu innych rozwiązań kulinarnych) spotkałam się 8 lat temu będąc gościem na ich wegańskim weselu. Wyobrażacie sobie?!? Wegańskie wesele?!? Nie była to ówcześnie w Polsce popularna dieta. Dopiero powstawały pierwsze wege miejsca, pierwsze polskie książki prezentujące pomysły na wegańskie dania, a „moi” młodzi już od dawna żyli w wege przestrzeni. Jakież było zdziwienie niemałej liczby biesiadników, gdy narzucono im niebywałą, weselną dietę. Niektórym wręcz z głodu burczało w brzuchu. No jak to tak na weselu bez mięsa??? Niejeden wujek miał chrapkę na prosiaka, a tu para młoda takiego psikusa wywinęła. Ja szczęśliwe na wesele przychodzę świętować oddając się pląsom i w zasadzie nie schodzę z parkietu. Nie mam chwili czasu na jedzenie!
Patrząc z perspektywy czasu przyznaję, że młoda para była jednym z prekursorów wegańskiej kuchni w moim środowisku i do tej pory kultywuje ten trend.
Moja przyjaciółka B zwana przez innych także P, zadeklarowana od wielu lat najpierw wegetarianka, następnie weganka nie raz z obrzydzeniem patrzyła, gdy z cieknącą ślinką i błyskiem w oku pałaszuję podroby (taka np. grasica, albo wątróbka cielęca czy móżdżek – same pyszności!) postanowiła pewnego zimowego dnia podrasować odrobinę swoją dietę, dodając jej kaloryczności. Spędzałyśmy wtedy grudniowe popołudnie, kupując choinkowe ozdoby na świątecznym jarmarku. W powietrzu unosił się zapach różnego rodzaju jadła i taniego grzańca. Zaznaczę, że koleżanka B nie przechodzi nawet obok rzeczy i miejsc, które mogłyby się tanio kojarzyć, a co dopiero ich próbować! Fuj! A jednak zdarzył się świąteczny cud! B jeszcze nie bardzo zmęczona spacerem, nie bardzo też zmarzniętaa już dopominała się o jedzenie. Przypomniałam jej, gdzie jesteśmy i że nie zazna tu wegańskiej kuchni, na co B z pełną dezaprobatą w głosie dla mojej uwagi poprosiła stanowczo, abym zamówiła jej bigosik, kiełbaskę i dwie wódeczki (przecież sama nie będzie stała w kolejce do jakiejś drewnianej budki) myśląc pewnie, że gdy użyje zdrobniałej formy zamawianych specjałów, to jej przewinienie stanie się mniejsze. Ku jej wielkiej uciesze spełniłam jej życzenie. Tym razem to ja się przyglądałam jak B z błyskiem w oku i z niemal trzęsącymi się jak u psa uszami, w zawrotnym tempie pochłania jarmarczne frykasy. Dokładkom, dolewkom i żartom nie było końca. To był jeden z najlepszych dni w ciągu naszej wieloletniej przyjaźni – beztroski, radosny, w którym porzuciłyśmy nie tylko dietę ale przede wszystkim własne przekonania…
Marta Mall